Joanna, 47 lat
Rak trzonu macicyJoanna pomagała lekarzowi choremu na raka trzustki. Gdy okazało się, że sama ma raka trzonu macicy, ten zrobił wszystko, by znaleźć dla niej ratunek.
Joanna pomagała lekarzowi choremu na raka trzustki. Gdy okazało się, że sama ma raka trzonu macicy, ten zrobił wszystko, by znaleźć dla niej ratunek.
Dokładnie pamiętam ten dzień: wiozę naszego doktora chorego na raka trzustki z Warszawy, z onkologii. Mówię mu wtedy, że mam raka trzonu macicy. Milczymy. Płaczemy. W nocy przysyła mi sms-a: znalazłem szpital w Krakowie, musi pani tam jechać, oni specjalizują się w takich operacjach.
Joanna ciężko przeżyła ostatni dzień Wszystkich Świętych. Lekarz, którego wtedy wiozła do Warszawy, 30 lat pracował w jej miejscowości, znał tutaj wszystkich. Od matek, aż po porody ich córek, które dopiero co były w pieluchach, a już przynoszą mu własne dzieciaki. Zżyty z miejscowymi, on pomagał im, oni – gdy sam zachorował – byli przy nim. – Woziłam go do szpitala – na chemię i naświetlania. Już wiedział, że jest z nim źle.
Joanna ma 47 lat, mąż marynarz, córka 17 lat. 10 hektarów pod folią, truskawki i maliny. Koleżanka Jola. I inne koleżanki. Może zmieniłaby tę wyliczankę, dziś podała inną kolejność.
Jola jest tu kluczowa, a właściwie była w grudniu 2020 roku, gdy zaprowadziła ją do swojej ginekolog. – Musisz tam iść – mówiła mi. Miałam takie obfite miesiączki, a przy tym bóle krzyża. Jak na to narzekałam, to mi mówili „taka twoja uroda”, każda miesiączka boli. Ale w końcu, a od ostatniej wizyty minęło trzy lata, więc siedzę z nią przed tym gabinetem. Jest 18 grudnia – opowiada Joanna.
– Asia, ty musisz tam iść, nie odpuszczę, bo jesteś moją przyjaciółką, to słyszałam od niej ciągle. Pani doktor robi USG dopochwowe, mówi „jest mięśniak, trzeba to usunąć”. Pobiera cytologię. Wychodzi dobrze.
– Tego mięśniaka muszę się pozbyć, bo to on powoduje takie bóle i krwawienie. Przez to mam tragiczne niedobory żelaza. Jak wyniki hemoglobiny szybko się nie poprawią, to operacji nie będzie. A mówią mi, że z tą abrazją, czyli łyżeczkowaniem macicy, trzeba się śpieszyć.
– Robię co mogę, leki łykam, jem mięso, pietruszkę w dużych ilościach. Pod koniec stycznia mam tę hemoglobinę w normie. 14 lutego biorą mnie do szpitala na abrazję. 19 lutego posyłają próbki na histopatologię. 5 marca przychodzą wyniki: mięśniak trzonu macicy, rak endometrium.
– Dzwoni z tym do mnie moja pani ginekolog. Mówi, że potrzebna jest operacja onkologiczna, wystawia kartę DILO. Jola szuka miejsca w Centrum Onkologii. Dla mnie to jak grom z jasnego nieba. Mąż gdzieś na morzu, chce zejść z pokładu w najbliższym porcie i wracać do domu.
– W tym wszystkim, a jest tuż przed Wielkanocą doktor Sławomir, czyli nasz pan doktor z wioski, poprosił mnie, żebym podrzuciła go do Warszawy, to jakieś 60 km od nas. Do szpitala, z tym rakiem trzustki się męczył. A jak wracaliśmy to pokazałam mu moje wyniki. A on wtedy do mnie: ja nikomu nie chcę robić nadziei, ale sam walczę do końca.
– Ale tej samej nocy obudził mnie sms od niego. Napisał mi, że znalazł w internecie Szpital na Klinach, który wykonuje takie zabiegi onkologiczne dla kobiet, jakich mi potrzeba. Pani zadzwoni, pani się umówi, pani musi – tak mi napisał.
Joanna do krakowskiego Szpitala na Klinach zadzwoniła 15 marca 2021 roku. 23 marca była już na pierwszej wizycie. Została zakwalifikowana do programu operacji z wykorzystaniem robota, który finansowany jest z grantu badawczego UE i ukierunkowany jest na operacje kobiet z rakiem trzonu macicy.
– Boże, jak ja się bałam. Czekałam na tę kwalifikację, no ale byłam strzępkiem nerwów. Do końca nie wierzyłam, że to wszystko, w prywatnym szpitalu, tak może być za zero złotych. Ale telefon w końcu zadzwonił, to było w wielki piątek. Po świętach miałam już mieć operację. Ale co to były za święta. Żadnej radości. Wszyscy w nerwach i oczekiwaniu.
– Moja operacja była trudna. Miałam usuniętą: macicę, jajniki, węzły chłonne. Obyło się bez radioterapii.
– Nasz pan doktor doczekał mojej operacji, patrzył jak zdrowiałam. Potem jeszcze jeździłam kupować mu leki na uśmierzenie bólu, ale widać było, że gasł nam w oczach. Dożył do jesieni. Nie mogłam o nim przestać myśleć w te zaduszki. Może ten sms w nocy od niego uratował moje życie?
– W wakacje mąż wrócił z rejsu. Ja już po operacji, pod foliami, w tych malinach i truskawkach nie mogę pracować. Siedzę w papierach, bo gospodarstwo wymaga i takiej pracy, nadzoru nad ludźmi. Życie to nam się przewartościowało całe.
Cesarz wszech chorób. Biografia raka: „Śmierć człowieka jest jak upadek państwa potężnego, /Które miało bitne armie, wodzów i proroków, /I porty bogate, i na wszystkich morzach okręty, /A teraz nie przyjdzie nikomu z pomocą, z nikim nie zawrze przymierza” – Czesław Miłosz, fragment wiersza Upadek.