Jadwiga
Rak trzonu macicySkoro dzwonią, żeby osobiście odebrać wynik histopatologii, to musi być zły. Zrobiło mi się słabo…
Zapytałam mojego ginekologa, którą klinikę albo szpital mam wybrać, żeby porazić sobie z tym rakiem. Każdy jest dobry – odpowiedział. A ja się rozpłakałam, bo zaczynałam rozumieć, że z chorobą zostanę sama – opowiada Jadwiga
Lekkie plamienia zaczęły się u niej w grudniu 2021 roku. Poszła do ginekologa. Ten stwierdził, że nie za bardzo podobają mu zgrubienia endometrium. Dał skierowanie na cytologię – badanie nie pokazało jednak nic złego. Jadwiga zapomniała o kłopocie, choć może lepiej byłoby powiedzieć, że uśpiła i zakopała lęki.
Po nowym roku niepokój wrócił. Pojawiły się upławy – choć sporadyczne, to niepokoiły. Kwiecień to nasilenie niepokojących faktów. Jest krew, a w maju to już praktycznie codziennie. W czerwcu doszedł do tego ból w dole brzucha.
– Miałam wyjechać na wczasy. Były zaplanowane, wykupione, do ginekologa chciałam wrócić już po powrocie z urlopu. Czyli pod koniec czerwca – mówi Jadwiga. – A krwawienia to już miałam po kilka dni pod rząd, co bardzo mnie wystraszyło.
Jadwiga mieszka w gminie pod Krakowem, w której w przychodni nie ma dostępu do ginekologa. To znaczy, gdy poprzedni zrezygnował z pracy w ośrodku nowego nie udało się się zatrudnić. Nikt nie był zainteresowany pracą. Kobiety zostały bez opieki z NFZ.
Po raz kolejny poszła więc prywatnie. Do tego samego, co poprzednio. A ten podczas badania powiedział, że endometrium, które podczas poprzedniej wizyty oszacował na 7 milimetrów, zwiększyło swoją grubość do 11. Tak relacjonuje wizytę pani Jadwiga. Tym razem dostała skierowanie na histopatologię do szpitala powiatowego, w pobliskim miasteczku.
Trafiła do niego 20 lipca. 19 sierpnia zadzwonili, żeby przyjechała odebrać wynik. – Skoro dzwonią, to jest źle – od razu tak pomyślałam. Zrobiło mi się słabo.
– Ginekolog poinformował mnie, że wynik wskazuje na raka trzonu macicy G2. – Ja się od razu rozpłakałam, ale on powiedział mi też, że rokowanie jest dobre, ale trzeba działać szybko. Operować, powinien to być radykalny zabieg, usunąć trzeba też będzie węzły chłonne.
Pani Jadwiga wychodziła z gabinetu w szpitalu w głębokim szoku. Przeżywała diagnozę, ale gdy już trochę ochłonęła, zrozumiała, że tak naprawdę to nie wie, gdzie ona z tym rakiem ma się dalej udać.
Wróciła z wynikiem histopatologii do tego ginekologa, który ją na nią skierował. Była to jej druga, prywatna wizyta u niego. – I co dalej? – pytam go. – On odpowiada, że teraz muszę szybko wybrać klinikę albo jakiś szpital, bo czas nagli. Zapytałam, jaką by mi doradzał? A on na to, ze każda jest dobra. A gdybym dalej nie wiedziała, to mam wrócić do niego – opowiada pani Jadwiga.
I dodaje, że choć za wizytę zapłaciła 180 zł to szukać szpitala, gdzie mogła by się dalej leczyć musiała sama w internecie. Gdy wpisała nazwę swojego raka wyszukiwarka podrzuciła historię pacjentki z Warszawy, która podobnie jak teraz ona, też sama musiała szukać szpitala, w którym może się zoperować. – Było tak, jakby czytała własną opowieść. I wiek podobny, i przypadłość, i traktowanie też – wspomina.
– Siedliśmy nad tym z mężem, córkami. Wyszukaliśmy numer telefonu do pani Agnieszki, do krakowskiego Szpitala na Klinach, o której ona opowiadała w tym tekście. I bardzo go sobie chwaliła. Zapisałam numer, moje dorosłe córki zaczęły przeczesywać internet w poszukiwaniu opinii o tym szpitalu. Wszystkie były dobre, więc tam zadzwoniłam – opowiada pani Jadwiga.
– Pierwszy kontakt z tym szpitalem, to był dla mnie i dla mojego męża prawdziwy szok. Z moimi rodzicami w ostatnich latach dużo bywaliśmy w szpitalach. Wszędzie trzeba było czekać, dobijać się, o wszystko prosić. A tu nic z tych rzeczy. Czysta empatia, miła atmosfera. Każdy tylko pyta, w czym może pomóc. Człowiek nie czuje się sam z ta choroba, tylko zaopiekowany – wspomina Jadwiga.
Jaki wszystkie kobiety martwiła się, czy zostanie zakwalifikowana do unijnego programu darmowych operacji onkologicznych przy użyciu robota . Udało się, we wrześniu była operacji.
– Teraz jestem już po tym zabiegu, a nawet po trzeciej radioterapii, bo ta okazała się być potrzebna. Nie czuję się po niej najlepiej. Boli mnie głowa, mam nudności. Jestem osłabiona. Ale i tak patrzę optymistycznie w przyszłość – dodaje pani Jadwiga.
– Zapomniałam dodać, że wyniki histopatologii po operacji w Szpitalu na Klinach pokazały, że mój rak był mniej zaawansowany, niż się wydawało. Jestem dobrej myśli. Nie wiem, jakbym się czuła po operacji w innym szpitalu, a po tym robocie nie jestem bardzo obolała. Po operacji mam tylko małe ślady na brzuchu – podkreśla.