Aneta, 34 lata
Rak szyjki macicyRak szyjki macicy. Nie pozwolę chorobie odebrać mi szansy na macierzyństwo!
Musi pani zmienić plany życiowe. Dzieci nie będzie, profilaktycznie wycinamy wszystko – to dramatyczne zdanie pani Aneta usłyszała tuż po innym, równie dramatycznym komunikacie, że ma raka szyjki macicy. Ale się nie poddała!
Z panią Anetą na rozmowę umawiamy się tuż po Świętach Wielkanocnych. Minęło około dwóch tygodni od jej operacji raka szyjki macicy, podczas której dało się nie „wycinać wszystkiego”. Pozbyła sią raka, o dzieciach znów zaczęła myśleć. I to tak na poważnie, jak nigdy dotąd w swoim 34-letnim życiu.
– Co innego podjąć decyzję będąc w związku, że z dzieciakiem to my się śpieszymy, a co innego usłyszeć – i to w tak brutalnej formie – dzieci to już pani nie będzie miała – opowiada.
Jak twierdzi było to dla niej jedno z najgorszych doświadczeń w życiu, nawet jeszcze bardziej destrukcyjne niż sama choroba. Pani Aneta mówi o tym, jak o momencie, w którym umarło jej serce i dusza. Razem z nią samą.
– Była we mnie taka złość na tę onkolożkę. Za jej słowa, za to „wycinamy wszystko”. Do domu wróciłam załamana – opowiada. I jeszcze za słowa, jakie też usłyszała od niej, że dla niej alternatywy nie ma. Gdy tymczasem ona była, tylko pani doktor o tym nie doczytała.
O dysplazji szyjki macicy u siebie wiedziała od kilku lat. To stan przedrakowy, trzeba pamiętać o częstszej cytologii, pilnować badań. Pomimo tego na ostateczną diagnozę nie była gotowa.
Wspólnie z partnerem postanowili jednak walczyć i poszukać innego specjalisty, zaczerpnąć drugiej porady. Aneta trafiła na kolejne badania diagnostyczne, m.in. na rezonans magnetyczny. – Po tych wynikach onkolożka powiedziała mi, że jednak są one obiecujące i dają nadzieję. Ale to mi wcale nie pomogło. Wręcz przeciwnie. Pomyślałam sobie, dlaczego od razu, jeszcze przed badaniami, powiedziała mi o tym wycinaniu profilaktycznym. Jak mogła tak postąpić? – nie może jej do dziś wybaczyć takiego braku empatii.
Pani Aneta mieszka pod Warszawą, jeden z jej ginekologów przekierował ją w końcu do dr. Macieja Olszewskiego, jednego ze specjalistów z krakowskiego Szpitala na Klinach, który wyspecjalizował się w robotycznych operacjach z ginekologii onkologicznej. Zabiegi wykonywane z użyciem robota są tutaj darmowe, finansuje je Unia Europejska.
Robotyczne, czyli małoinwazyjne, oszczędzające i mniej traumatyczne dla kobiet. Pani Aneta stała się kolejną pacjentką tego szpitala, u której usunięcie raka nie niszczyło szans na macierzyństwo. Tego typu zabiegi wykonywane są tylko w kilku ośrodkach w Europie.
– Cudowny jest ten szpital – mówi mi pani Aneta, która do Krakowa trafiła w kwietniu. – Kobiety w wielu szpitalach w Polsce są tak drastycznie traktowane! A tu jest inaczej, jesteś taka zaopiekowana na każdym kroku – opowiada.
I wysyła mi zdjęcia i filmy ze szpitala. Zdjęcia śniadań i obiadów! A na nich pieczone kurczaki, brokuły, rozliczne sałatki ze świeżych warzyw. – Wysłałam to też siostrze. Odpisała, że też tam chce być. Kto widział w szpitalu takie jedzenie? A takie jest tam wszystko! Boże, jak ja bym chciała tam rodzić moje dziecko, jeśli tylko go się doczekam! – wzdycha.
Jej perspektywa choroby i walki z rakiem jest trochę inna, niż tych pacjentek, którym operacje ratują życie. U niej wycięcie raka szyjki macicy to perspektywa nie tylko uratowania własnego życia, ale też poczęcia nowego.
To pragnienie teraz jest tak silne, że gdy pytamy o jej samopoczucie nie mówi o bolączkach pooperacyjnych. Coś tam ciągnie, trochę spuchły nogi. Ale to drobiazgi. – Dostaliśmy szansę na dziecko i teraz chcemy tego obydwoje – mówi za siebie i partnera. – Moja choroba scementowała nasz związek, choć mogła go zniszczyć. Teraz ja wiem, że chcę właśnie z nim mieć to dziecko. Czekamy na nie obydwoje – dodaje.
Zabieg u pani Anety wykonany został bezpłatnie. – Teraz wiem, że gdybym musiała za niego zapłacić, znalazłabym te pieniądze. Zresztą do końca nie wierzyła, że to darmowe. Dopytywałam lekarzy, inny personel: ile to kosztuje? A oni, że darmowa. Często leżę sobie w domu i tak myślę: taki szpital, taka operacja, to cud jakiś….